sobota, 13 lutego 2010

huragan

Do sypialni wsuwa się noc. Podstępnie manipuluje moim nastrojem, wskazuje mi nie tylko nagość i jej brzmienia. Naładowana emocjami dnia, przesiąknięta muzyką, czasem nie nadążam za neuronami. Lecę daleko, upadam nisko. Wszyscy wiedzą, że to się stanie, lecz nie dzisiejszej nocy. Dziś jestem sama. Śpię z paroma płytami, które nie znają komercyjnego wysypiska, których nie potrafie nucić sama, bo jest ich sporo, bo są trudne do opanowania jak ja we własnej sypialni. Jestem pełna wątliwości czy żyć... jak dotychczas. Czy szukać, czy pozwalać się znaleźć, czy pozwolić sobie wreszcie nadal nienawidzieć miłości. Porosłam kolcami, negacją, toksyczną warstwą niewiary w mężczyzn, czy nienawiścią kochającej części siebie. Nieważne, że leże na łóżku skoro nade mną wiruje tyle myśli poobijanych nie tylko przez ściany. Gdy już opadną, wbiją się we mnie jeszcze mocniej. Ważne są teksty słuchanych utworów, zanim nie wbiegnie do moich żył coś na sen. Kiedyś nieprzespane noce oznaczały rozkosz, dziś mimowolnie odklejam się od radości życia.

Zastanawiam się ile czasu zajmie mi jeszcze sprzątanie tego gruzu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz